niedziela, 26 sierpnia 2012

W poszukiwaniu Polskości;)

Tak jak się pewnie domyślacie po tytule, mój dzień miał coś wspólnego z Polską. Jest dosyć sporo zdjęć, tak więc, zrobiłam wszystko, aby jak najbardziej przybliżyć Wam to co widziałam. 

Może wcześniej jednak cofniemy się w czasie i zacznę od opowiedzenia Wam o moich nowo poznanych sąsiadach, bo to też ma trochę związek z tematem.
Jednego razu, kiedy byłam w swoim pokoju nagle usłyszałam za oknem jak ktoś do kogoś krzyczy.... po polsku. Trochę się zdziwiłam i od razu obczaiłam kto to. Nigdy wcześniej nie widziałam tych ludzi, a mieszkają dosłownie hmm...jakby to określić, w najgorszym przypadku jest to 15 metrów ode mnie. Mieszkam w domu rzędowym(chyba tak to się nazywa) i drugie drzwi ode mnie to właśnie wejście do ich mieszkania.
Oczywiście, ja jak to ja, zadzwoniłam do ich drzwi. Zaczęłam po angielsku, a później jak się upewniłam, że Polacy to już przeszłam na polski;)
Rozmowa była dosyć krótka, ale następnego dnia ich odwiedziłam. Na początku nie mogli uwierzyć, że naprawdę jestem Polką, ze względu na mój dziwny akcent. Hahahaha, trochę to śmieszne, bo to już druga taka sytuacja. Może coś serio, jest nie tak z moim polskim. Teraz czuję się taka bezpańska, bo w takim razie nie mówię poprawnie ani po polsku, ani po angielsku, ani w żadnym innym języku...
Po za tym baardzo się cieszę, że w końcu poznałam jakichś sąsiadów i to Polaków. Na dodatek są bardzo sympatyczni. W Polsce niestety nie miałam zbyt miłych doświadczeń, jeśli o sąsiadów chodzi... ;)

Wracając już do mojego dnia, od początku miałam w planach odwiedzenie polskiej restauracji The Karczma, która znajduje się w centrum, w budynku Polish Millennium House, który zobaczycie, na którymś ze zdjęć. W środku oprócz restauracji, był też mały polski sklep, bar karaoke, szkoła tańca, fryzjer, biblioteka, biuro podróży i kancelaria księży. Wszystko prowadzone przez Polaków. Oczywiście w całym budynku język "urzędowy" to polski, tak więc można powiedzieć, że jest to taka mała namiastka kraju. 
Co do The Karczmy to jak zobaczyłam w menu flaki, to myślałam, że zwariuję i natychmiast to właśnie zamówiłam. Do tego, nie mogło obejść się bez jakiegoś polskiego napoju;) 

Na pewno od czasu do czasu będę odwiedzać to miejsce, bo nie ukrywam, że podobało mi się tam. Aaaa i kelner w restauracji chyba z 5 razy życzył mi powodzenia w pisaniu bloga. Zaczęło się oczywiście od pytania czy jestem fotografem;)

Później poszłam do innego polskiego sklepu. Całkiem fajnie, bo kiedy wchodzę od razy mówię "Dzień dobry". Pewnie zastanawia Was co kupiłam, tak więc to dosyć śmieszne... Kupiłam Tigera, którego nigdzie indziej tutaj nie kupię i..... zupkę chińską:P Bez komentarza hahaha.

Tego dnia ogólnie spotkałam bardzo dużo rodaków, i nie mówię tylko tu o polski miejscach, o których pisałam. 
Standardowo w Primarku spotkałam "naszych". Polski, aż unosił się w powietrzu.

Nastapił przełomowy moment w moim życiu, mianowicie..... wreszcie kupiłam sobie parasolkę;)   


 Ilość ludzi mnie przytłacza, ale muszę się przyzwyczajać, bo NY czeka;)



 Bull Ring. Ta galeria jest tak ogromna, że będąc tam już 3 razy nie obczaiłam nawet połowy.




 The Karczma.




 Flaki!!!!!!!!






 Trochę dziwnie ten sklep wygląda.




 Zielona najlepsza;)





 Nie mam zielonego pojęcia co to miało być... 



 Jako, że byłam w polskiej restauracji, to dla odmiany musiałam też iść do amerykańskiej hahaha.

 Prawie bezludna New Street.

2 komentarze:

  1. Oczywiście manu otwarte na stronie z alkoholami :D

    OdpowiedzUsuń
  2. rozwalilo mnie jak oni smiesznie musza opisywac te dania. Dla nas to po prostu "zurek" a zeby to wytlumaczyc potrzeba tyle slow :)

    OdpowiedzUsuń