wtorek, 28 sierpnia 2012

Wesoła niedziela w wesołym miasteczku.

Trochę spóźniony post, bo z niedzieli....aczkolwiek w kopiach roboczych tkwi jeszcze bardziej opóźniony, bo z zeszłego tygodnia, który jest jeszcze niedoszlifowany:P. Może kiedyś ujrzy on światło dzienne:P

Pobyt dziewczyn w Birmingham dobiega końca i niestety był to już ich ostatnio weekend tutaj. Co do wesołego miasteczka, to mimo, że nie było jakieś ogromne i pełne wywołujących adrenalinę atrakcji, to i tak świetnie się bawiłam (zresztą jak zawsze w takich miejscach). 















niedziela, 26 sierpnia 2012

W poszukiwaniu Polskości;)

Tak jak się pewnie domyślacie po tytule, mój dzień miał coś wspólnego z Polską. Jest dosyć sporo zdjęć, tak więc, zrobiłam wszystko, aby jak najbardziej przybliżyć Wam to co widziałam. 

Może wcześniej jednak cofniemy się w czasie i zacznę od opowiedzenia Wam o moich nowo poznanych sąsiadach, bo to też ma trochę związek z tematem.
Jednego razu, kiedy byłam w swoim pokoju nagle usłyszałam za oknem jak ktoś do kogoś krzyczy.... po polsku. Trochę się zdziwiłam i od razu obczaiłam kto to. Nigdy wcześniej nie widziałam tych ludzi, a mieszkają dosłownie hmm...jakby to określić, w najgorszym przypadku jest to 15 metrów ode mnie. Mieszkam w domu rzędowym(chyba tak to się nazywa) i drugie drzwi ode mnie to właśnie wejście do ich mieszkania.
Oczywiście, ja jak to ja, zadzwoniłam do ich drzwi. Zaczęłam po angielsku, a później jak się upewniłam, że Polacy to już przeszłam na polski;)
Rozmowa była dosyć krótka, ale następnego dnia ich odwiedziłam. Na początku nie mogli uwierzyć, że naprawdę jestem Polką, ze względu na mój dziwny akcent. Hahahaha, trochę to śmieszne, bo to już druga taka sytuacja. Może coś serio, jest nie tak z moim polskim. Teraz czuję się taka bezpańska, bo w takim razie nie mówię poprawnie ani po polsku, ani po angielsku, ani w żadnym innym języku...
Po za tym baardzo się cieszę, że w końcu poznałam jakichś sąsiadów i to Polaków. Na dodatek są bardzo sympatyczni. W Polsce niestety nie miałam zbyt miłych doświadczeń, jeśli o sąsiadów chodzi... ;)

Wracając już do mojego dnia, od początku miałam w planach odwiedzenie polskiej restauracji The Karczma, która znajduje się w centrum, w budynku Polish Millennium House, który zobaczycie, na którymś ze zdjęć. W środku oprócz restauracji, był też mały polski sklep, bar karaoke, szkoła tańca, fryzjer, biblioteka, biuro podróży i kancelaria księży. Wszystko prowadzone przez Polaków. Oczywiście w całym budynku język "urzędowy" to polski, tak więc można powiedzieć, że jest to taka mała namiastka kraju. 
Co do The Karczmy to jak zobaczyłam w menu flaki, to myślałam, że zwariuję i natychmiast to właśnie zamówiłam. Do tego, nie mogło obejść się bez jakiegoś polskiego napoju;) 

Na pewno od czasu do czasu będę odwiedzać to miejsce, bo nie ukrywam, że podobało mi się tam. Aaaa i kelner w restauracji chyba z 5 razy życzył mi powodzenia w pisaniu bloga. Zaczęło się oczywiście od pytania czy jestem fotografem;)

Później poszłam do innego polskiego sklepu. Całkiem fajnie, bo kiedy wchodzę od razy mówię "Dzień dobry". Pewnie zastanawia Was co kupiłam, tak więc to dosyć śmieszne... Kupiłam Tigera, którego nigdzie indziej tutaj nie kupię i..... zupkę chińską:P Bez komentarza hahaha.

Tego dnia ogólnie spotkałam bardzo dużo rodaków, i nie mówię tylko tu o polski miejscach, o których pisałam. 
Standardowo w Primarku spotkałam "naszych". Polski, aż unosił się w powietrzu.

Nastapił przełomowy moment w moim życiu, mianowicie..... wreszcie kupiłam sobie parasolkę;)   


 Ilość ludzi mnie przytłacza, ale muszę się przyzwyczajać, bo NY czeka;)



 Bull Ring. Ta galeria jest tak ogromna, że będąc tam już 3 razy nie obczaiłam nawet połowy.




 The Karczma.




 Flaki!!!!!!!!






 Trochę dziwnie ten sklep wygląda.




 Zielona najlepsza;)





 Nie mam zielonego pojęcia co to miało być... 



 Jako, że byłam w polskiej restauracji, to dla odmiany musiałam też iść do amerykańskiej hahaha.

 Prawie bezludna New Street.

niedziela, 19 sierpnia 2012

China Town!

Hello,

Muszę przyznać, że stosunkowo dawno nic nie pisałam. Zapewne to dlatego, że emocje związane z przyjazdem już trochę opadły i wszystko powoli zamienia się w codzienność. Nie... to nie znaczy, że przestało mi się podobać. Wszystko jest super.
Przez ostatni tydzień nie miałam zbyt dużo pracy, prawdę mówiąc to tylko w poniedziałek zajmowałam się chłopcem, bo później przyjechał jego tata, tak więc we wtorek, środę, czwartek, piątek i weekend byłam wolna. 

Muszę przyznać, że pogoda jest trochę hmm... depresyjna. Zazwyczaj pada rano i wczesnym popołudniem, a później niby świeci słońce, jednak bywa na prawdę różnie. Jest to nie do przewidzenia. Ja wciąż nie kupiłam kaloszy i parasolki, co wkrótce musi się zmienić, bo kiedy pada to bez tych atrybutów po prostu nie da się wyjść z domu. 
Ahhh ta brytyjska pogoda...

Jak już zapewne wspominałam, moja rodzina gotuje tylko indyjskie jedzenie, które jest baaardzo smaczne. Większość potraw jednak jedzą rękami!! Hmm, trochę to dziwne. Ostatnio był ryż z sosem i kurczak i oni oczywiście jedli za pomocą swoich rąk, ja jednak zaczęłam widelcem, ale później czułam się trochę dziwnie, tak więc też spróbowałam ich sposobem. Nie wydaje mi się to być bardziej wygodne, ale chyba muszę się przyzwyczaić, żeby nie czuć się jak alien:P 

Jest jeszcze coś co muszę napisać, mianowicie.. raz moja hostka poprosiła mnie o pokrojenie chilli, po czym nie umyłam dokładnie rąk. Bezmyślnie przetarłam sobie oczy... Nie muszę chyba dodawać, że czułam się jakby mi je wypalało... mam jakiegoś pecha do pikantnych rzeczy:P

A pro po jedzenia, to oprócz tego, że jest smaczne, to jest też hm.. dosyć tuczące, tak więc jestem na etapie poszukiwaniu towarzysza do biegania. Mam nadzieje, że znajdzie się osoba, która zechce dołączyć. Ktoś chętny? ;) Obok mnie jest ogromny kompleks sportowy, tak więc byłoby to idealne miejsce do joggingu:P

Miałam jeszcze jedno całkiem miłą przygodę... dwa dni temu poszłam do drogerii, w której byłam wcześniej tylko raz i było to ponad tydzień temu i kiedy już płaciłam, pani kasjerka, powiedziała, że pamięta mnie, jak byłam tu przed tygodniem i zaczęła się pytać czemu tym razem nie mam aparatu. Hahaha, mój znak rozpoznawczy..:p

Podczas tego tygodnia spotkałam się z au pair z Niemiec i poznałam też kolejną au pair, tym razem z Hiszpanii- Martę. 
W piątek umówiłam się z dziewczynami z Francji, które już "poznaliście", w którymś z moich poprzednich postów i właśnie z Martą. Znów pokazały mi trochę fajnych miejsc, naprawdę fajnych..

Późnym wieczorem poszłyśmy do dzielnicy zwanej China Town, chociaż nie wiem nawet czy to jest dzielnica, ale nieważne. Mnóstwo ludzi, głośna muzyka, klub obok klubu :D Jest to zdecydowanie imprezowa okolica. Byłyśmy tam krótko, bo jednak było to nieplanowane i w sumie to musiałyśmy jakoś wrócić do domów, a tu NIESTETY nie ma czegoś takiego jak nocny pociąg, ani autobus:( Tak więc, mimo, że nie byłyśmy zbyt długo to i tak nie zdążyłyśmy na ostatnią kolejkę. Następnym razem, mam nadzieję, że będę wracać pierwszym hahaha. 

Muszę jeszcze napisać o imprezowych Brytyjkach... mianowicie jest tu dużo hmm, takich dziewczyn, które jak mijam to wywołują u mnie coś w stylu OMG!!! Mam na myśli to, że wiele dziewczyn pomimo swojej otyłości nosi bardzo mini mini i generalnie zbyt obcisłe ciuchy, zdecydowanie zbyt obcisłe. Wygląda to przeokropnie. Oczywiście, nie wszyscy się tak ubierają, jednak jest tu sporo takich osób i zwróciło to moją uwagę, dlatego o tym pisze. Tak więc, jeśli chodzi o to, to chyba nie pasuje tutaj:P

Niestety nie mam zbyt dużo zdjęć z mojej wizyty w ChinaTown, aczkolwiek coś jest. 





Kelnerka, która przyjmowała od nas zamówienie... od razu wiedziałam, że nie jest rodowitą Brytyjką za względu na dziwną wymowę. Byłam prawie pewna, że jest z Francji i dlatego, że moje koleżanki są też z tego kraju to miałyby okazję do "pogadania" w swoim języku. Kiedy podeszła do nas po raz drugi, oczywiście zapytałam, skąd jest i..............tadammmmmm z Polski;P Od razu było "Dzień dobry" i typowa rozmowa... Nie ukrywam, że fajnie jest spotykać Polaków tutaj. Dzisiaj w Primarku spotkałam też dwie Polki. Jak gdzieś wychodzę, a zwłaszcza do centrum to prawie zawsze spotykam "naszych";)

Marta.

 Witamy w ChinaTown!!!!







Wczoraj miałam małą wycieczkę po Birmingham, widziałam 2 polskie restauracje i polski sklep! Kiedy się tam wybiorę na pewno dodam fotki i zrelacjonuje Wam jak było. Ciekawe czy polskie pierogi smakują tutaj równie dobrze jak w Polsce :P

Aaa i oczywiście wszyscy się mnie pytają jaka jest polska kuchnia tzn. jakie potrawy są typowe i ja mam zawsze problem, bo nie mam zielonego pojęcia jak opisać pierogi czy bigos czy cokolwiek innego. Pamiętam, że na angielskim w Lingwiście uczyliśmy się tych nazw po angielsku, ale nie pamiętam. Pani Marto, jeśli Pani to czyta to niech się Pani nie załamuje, to było naprawdę trudne do zapamiętania:P  

Skoro już wspominam o angielskim, to muszę przyznać,że coś jest ze mną nie tak, bo im dłużej tu jestem tym mam większe problemy, zwłaszcza z mówieniem. Nie wiem czy to jakiś typowy syndrom, bo na początku było wszystko ok, wszyscy mnie chwalili i pytali ile się uczyłam itd., a teraz nie mogę się wysłowić. Zwłaszcza kiedy nie mogę powiedzieć czegoś prostego to się bardzo wkurzam na siebie i im bardziej jestem zła tym bardziej nie mogę sobie przypomnieć. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe i mój mózg wkrótce zacznie znowu pracować.

Serdeczne pozdrowienia z Birmingham:*