sobota, 22 września 2012

Oxford- miasto malowniczych wież!

Już nastał kolejny weekend, a ja dopiero teraz dodaję relację z poprzedniego. Trochę mam zaległości i nawet nie wiecie jak bardzo nie daje mi to spokoju. W tym poście postarałam się przedstawić Wam "kawałek" Oxfordu.  

Może zacznę od tego, że miasto nie jest przyjazne dla samochodów, dlatego tak dużo ludzi korzysta z rowerów. Tutaj dosłownie każdy ma swój jednoślad, a rowery są zaparkowane dosłownie wszędzie!! Generalnie Oxford nie jest jakiś duży, a wszystko jest dosyć blisko siebie, tak więc nie potrzeba niczego oprócz nóg i chęci, aby zobaczyć miasto. O ile nie trzeba uważać na samochody, o tyle na rowery bardzoooo. Ja sama parę razy prawie zostałam przejechana.
Oxford to stare miasto, budynki tutaj liczą sobie wiele lat i myślę, że to właśnie dodaje uroku temu miastu. Drzwi do domów obowiązkowo muszą być w jakimś kolorze. Całkiem ciekawie i różnorodnie to wygląda. Zawsze jak szłam to zgadywałam jakiego koloru będą następne drzwi.

Dużo turystów, więc bardzo szybko można stracić cierpliwość. Przyjezdni nie są zbytnio mili i nie zwracają na nikogo uwagi, bo oni są na wakacjach. To zdecydowanie było wkurzające. Tak więc w Ofordzie już nie jest tak miło jak wszędzie indziej w Wielkiej Brytanii, bo połowa ludzi to turyści, a połowa to ludzie, którzy mają ich już dosyć. Po za tym myślę, że język włoski i hiszpański można spokojnie dodać na listę języków urzędowych Oxfordu. Zdecydowanie przewaga turystów właśnie z tych dwóch krajów.

Podczas mojej wizyty w Oxfordzie akurat dużo studentów wciąż było na wakacjach lub właśnie z nich wracali, tak więc na kampusach wciąż pustki.
Oprócz uniwersytetów, które naprawdę są na KAŻDYM kroku, to nie ma aż tak dużo do zobaczenia. Generalnie miasto samo w sobie jest urokliwe, więc na pewno warto je odwiedzić, ale 2 dni zdecydowanie powinno wystarczyć. 


Bardzo mi się podobało, aczkolwiek nie wydaje mi się, że szybko znów tam zawitam. Myślę, że jak najbardziej warto odwiedzić to miasto, jednak nie polecam w weekendy i tego typu dni. 
Mimo, że ja też byłam tam w celach turystycznych, to mam nadzieję, że nie byłam taka "problematyczna"

Oxford zdecydowanie zapamiętam jako miasto kolorowych drzwi.

To był najlepiej ostrzyżony trawnik jaki kiedykolwiek widziałam.


W takich domach studenckich to ja bym mogła mieszkać:).



Dużo zakamarków i uliczek jak te, gdzie nie spotka się turystów.






Radcliffe Camera. Znajduje się tu część książek należących do biblioteki Uniwersytetu Oksfordzkiego. Podobno istnieje podziemne przejście łączące ten budynek z głównym gmachem biblioteki.


W środku nie byłam, ale po powrocie odwiedziłam googlegrafikę;)


Divinity School, tu odbywają się fakultety z teologi o ile się nie mylę.. i przyjęcia weselne.

...w środku.


Zrobiłam to zdjęcie, żeby wiedzieć kto ma tyle forsy, żeby wynajmować część najstarszego uniwersytetu w Anglii i urządzić w nim przyjęcie weselne. Oczywiście wygooglowałam nazwiska i jeśli dobrze udało mi się wyszukać to facet jest dyrektorem akademickim i pracuje nie gdzie indziej jak właśnie na Oksfordzkim Uniwersytecie, tak więc może nie było tak drogo:P

Bodleian Library. To główna siedziba biblioteki Uniwersytetu Oksfordzkiego. Lepiej nie wiedzieć ile książek znajduje się w środku, bo wszystkich by nas rozbolała głowa:P



A to jest właśnie słynny University of Oxford. 






Dużo kolorowych domów jak ten.




 Najlepszy sklep ze słodkościami w jakim kiedykolwiek byłam. Oczywiście nie ominie Was relacja z wewnątrz tego raju dla miłośników łakoci, ale to w oddzielnym poście.

Sklep prosto z Ameryki, który niestety był zamknięty:)




Obok domu moich couchsurferów była żydowska świątynia. A skoro już tak się poświęciłam i zrobiłam to zdjęcie to nie mogę go nie udostępnić. Mianowicie, przytrafiła mi się śmieszna historia. Kiedy już zrobiłam to zdjęcie podszedł do mnie jakiś facet z pretensją czemu fotografuję ten budynek, to teren prywatny, nikt mnie do tego nie upoważnił blablabla. A postanowiłam wykorzystać moją kamerę do małego kłamstwa.
Tak więc, powiedziałam, że jestem profesjonalnym fotografem i potrzebuję tego zdjęcia do mojego projektu. Wtedy on zaczął mnie przepraszać i zapytał o "moją pracę", na koniec jeszcze raz mnie przeprosił i sobie poszedł.. krzyżyk na drogę.

Ostatnie zdjęcie zrobione w Oxfordzie. W sumie w jakiś sposób dobrze przedstawiające jedną z typowych cech miasta.

wtorek, 18 września 2012

Oxford part 1

Czeka Was dosyć długa relacja z mojego pobytu w Oxfordzie. Oprócz tego posta, pojawi się jeszcze jeden przedstawiajacy bardziej miasto, bo ten zdecydowanie dotyczy moich przygód. I jeszcze jeden post, ale jego treść poznacie, kiedy się tu pojawi. Miłego czytania i oglądania:)

Stacja autokarów, z której odjeżdżałam do Oxfordu. Kojarzy mi się trochę z małymi lotniskami. National Express wybrałam jako środek transportu do Oxfordu, za to wróciłam pociągiem. Myślę, że oba są bardzo wygodne, aczkolwiek kolej zdecydowanie lepsza. 

Ten ekran, który możecie zobaczyć... wyświetlała się na nim droga z kamery znajdującej się gdzieś z przodu autokaru. O ile, kiedy było widno, nie było to nic nadzwyczajnego, o tyle po zmroku wyglądało to trochę jak animacja. Kiedy się wpatrzyłam wydawało mi się, że gram w jakąś grę samochodową. Zdecydowanie największa frajda podróży:)

Fred i Frank. Ciągle myliłam ich imiona, dlatego czasami musiałam się zastanowić zanim zawołałam do nich po imieniu. Podobno wszyscy mają z tym problem, tak więc są do tego przyzwyczajeni.

 Drzwi Steve`a kolegi Franka, do którego poszliśmy zaraz po moim przyjeździe, czyli w piątek wieczorem.

Nikogo nie było w domu, dlatego Frank musiał wchodzić przez okno, więc można powiedzieć, że się włamaliśmy:P Wszystko zaczęło się od tego, że poprzedniego wieczoru F. zalał kołdrę jednej z dziewczyn, która mieszka razem ze Stevem. Tak więc, od razu uprali kołdrę, omg to było najsmieszniejsze pranie, które kiedykolwiek widziałam. Dwóch facetów zastanawiających się jaki program wybrać, ille proszku wsypać, a płynu to nalali chyba z pół butelki!!! Hahaha Niestety nie miałam ze sobą aparatu, ale zrobiłam parę zdjęć telefonem, czego nie pamiętam, ale ok.. :P 
A powód naszego włamania był taki, że Frank musiał wyjąć tę kołdrę z pralki i wywiesić ją na zewnątrz.

Te 2 zdjęcia znalazłam w telefonie;)


 Studenckie mieszkanie.

Powiedziałam Stevowi, że powinien być na couchsurfingu, bo te dwie kanapy nie mogą się marnować.

Moje śniadanie. Nie mam pojęcia co to było, ale myślę, że coś w stylu owsianki, chociaż tak naprawdę ja nawet nie pamiętam jak smakuje owsianka, więc cieżko powiedzieć. Całkiem smaczne było, a co najlepsze zjadłam je w najbardziej przytulnej kuchni w jakiejkolwiek byłam do tej pory. Była to kuchnia siostry Franka. Niestety nie mam zbyt dużo zdjęć, a te które widzicie nawet w połowie nie odzwierciedlają tego jak wszystko wyglądało.





Muzeum Ashmolean (sztuki i archeologi, należące oczywiście do oxfordzkiego uniwersytetu). Dosłownie przez nie przebiegłam, bo nie miałam zbyt dużo czasu. Muzeum było ogromne i na końcu oczywiście się zgubiłam. Trochę mi to zajęło zanim znalazłam wyjście. Miałam szczęście, bo akurat nie było zbyt dużo ludzi, co rzadko się zdarza w tym mieście. Kupiłam sobie kawałek papirusa na pamiątkę i trochę na pocieszenie, że nie mogłam być tu dłużej, bo na prawdę wszystko wydawało się być bardzo ciekawe i mówię to ja- osoba, która nie przepada zbytnio za wizytami w muzeum. 
Budynek z zewnątrz robi ogromne wrażenie.


Zegarki.


Ah.. nie ma to jak przyjechać do Oxfordu i kupić pocztówkę "z Londynu".  Nie wiem jak dużo ludzi to praktykuje, ale to straszneee! Oprócz tego jest mnóstwo koszulek i bluz z napisem `I ♥ London.`

Taką koszulkę kupię dopiero jak dotrę do Liverpoolu.

Nie mogłam odmówić sobie kupienia takiej bluzy. Ostatecznie niestety nie kupiłam dokładnie tej, chociaż strasznie podobał mi się jej kolor, ale miałam problem z dobraniem rozmiaru. 

Ta jest moja. Następnego dnia kiedy ją miałam ją na sobie, pani w sklepie zapytała mnie co studiuję w Oxfordzie:P

Wszędzie pełno brytyjskich flag.

W witrynach sklepowych już pojawiają się oznaki Halloween. Całkiem smacznie wyglądały te torty. Jestem bardzo ciekawa jak to święto wygląda tutaj, bo jest to zdecydowanie jeden z krajów, w którym ludzie świętują to najhuczniej. Zapewne to nie to samo co w USA, ale zawsze inaczej niż w Polsce.
Tak więc.....TRICK OR TREAT!!!!!






Nie wiem na jakie okazje przeznaczony jest ten tort, ale jeśli na ukończenie studiów, to chciażby dla niego warto jest się męczyć;)

 Armia mikołajów i bałwanków już przygotowana do Świąt (nie to, że jesteśmy w połowie września...).



Sklepik prosto z Ameryki, który niestety był zamknięty.



Ah.. w tym sklepie było dosłownie wszystko. Od szalików, czapek, po bluzy, torby, długopisy itd. wszystko specjalnie dla studentów, z logiem szkoły.

Nasz obiad. Oczywiście to Fred jadł pikantną i dodał wszystkie przyprawy, które były w środku... Później  miał małe problemy, żeby to skonsumować.


Drugi obiad.
Jeszcze chyba nigdy tyle się nie śmiałam przy posiłku. Kiedy byłam jeszcze w Birmingham, to odwiedziłam polski sklep, który mijałam idąc do stacji National Express. Postanowiłam kupić coś typowego dla naszej kuchni, tak więc wyszłam z pierogami i krokietami. Jako, że nie byłam pewna co do grzybów(nie wszyscy je lubią i tutaj najbardziej przychodzi mi na myśl Paula N., którą bardzo pozdrawiam i nigdy nie zapomnę jak nie przychodziła na obiad na obozach, kiedy tylko było coś co miało związek z grzybami), to kupiłam jedno opakowanie z kapustą i grzybami(mniaaam), a drugie z mięsem.
Ugotowaliśmy oba rodzaje razem, a po fakcie okazało się, że Fred nie lubi grzybów, tak więc 50:50. Niestety miał jakiegoś pecha i większość, które znajdowały się na jego talerzu był z grzybami:P Jego mina kiedy przekrajał pierogi i już wiedział, że źle trafił, była bezcenna.
Jak sobie to przypominam to nie mogę przestać się śmiać. Aaa krokiety też były z grzybami, więc w ogóle całkiem zabawnie.


FRIDA. Piesek siostry Freda i Franka, aczkolwiek większość czasu przebywa u nich. Teraz dopiero zauważyłam podobieństwo w imionach braci i psa. Oni uwielbiają to maleństwo. Jeśli o mnie chodzi, to za psami zbytnio nie przepadam, ale muszę przyznać, że  ta psina była po prostu przeurocza.


W sobotę wieczorem spotkałam się z innym couchsurferem. Poszliśmy do jakiegoś bardzo popularnego baru, w którym oczywiście były tłumy. Wreszcie przypomniałam sobie smak polskiego alkoholu:P
Później znaleźliśmy się na campusie uniwersytetu, na którym on studiuje. 
O ile turystów jest tak duuużo, o tyle studenci jeszcze nie wrócili z wakacji (w sumie to się nie dziwie, bo jakbym miała do czynienie z tymi tłumami codziennie to bym uciekała daleko od Oxfordu kiedy tylko bym miała okazję). Poszliśmy do ..hm...jak wrzuciłam to do google translator, to wyszło, że chodzi mi o świetlicę..tak więc niech będzie studencka świetlica. Zazwyczaj tam odbywają się imprezy, niestety tym razem było tylko parę osób, które oglądały mecz, tak więc dołączyliśmy do nich. Grała drużyna z Birmingham- Aston Villa... chyba nie muszę mówić, że to właśnie im kibicowałam:P 

W niedzielę spacerując po ulicach Oxfordu spotkałam Freda, który to szedł na zakupy, bo nie wiem czy już wspominałam, ale niedługo(tydzień lub 2) Fred jedzie do Monako i tam będzie pracował na jachcie. Tak więc kiedy my szukamy ciepłych ciuchów na jesień i
zimę, on uzupełnia letnią garderobę. Jak się spotkaliśmy to postanowiłam do niego niego połączyć, żeby zobaczyć jak wyglądają szybkie zakupy, bo ostatnio zdecydowanie mam z tym problemy:P
Fred jest taki śmieszny, nie wie jaki nosi rozmiar i wziął do przymierzalni szorty nie patrząc na wielkość. A rozmiar ocenił nawet nie zdejmując ich z wieszaka(był złożone na pół). Okazało się, że są za duże, tak więc bez przymierzania wziął mniejsze i poszedł do kasy. Cała wizyta w sklepie trwała max 10min, łącznie z szukanie odpowiedniego działu, przymierzaniem i czekaniem w kolejce do kasy. 

Dziękuje za dotrwanie do końca mojej pierwszej relacji z Oxfordu. Kolejna pojawi się wkrótce, w niej będzie trochę więcej o mieście. Jeśli doszukaliście się jakichś błędów to na moje usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że chciałam tego posta napisać jak najszybciej i zacząć tworzyć kolejny.

♥deczne pozdrowienia!!!!!!!!!!!