czwartek, 25 października 2012

MaDchester part2

W sobotę czekał nas ciężki poranek... albo powiedziałabym nawet cały ranek i popołudnie w moim przypadku:P
Przez cały dzień aparat informował mnie, że wkrótce odmówi mi posłuszeństwa ze względu na niski poziom baterii. Zdjęcia nie są jakieś super, bo muszę przyznać, że mi się po prostu nie chciało:P
Napisanie tego posta sprawiło mi wiele trudności i nie ukrywam, że myślałam nawet o tym, żeby dać sobie z tym spokój:P Taki mały kryzys;)
Relacja z niedzieli pojawi się w następnym poście.


Polska zupka chińska(hahaha jak to brzmi), którą dzień wcześniej kupiłyśmy z Paulą w polskim sklepie. + ja musiałam wypić dwie podwójne kawy, żeby w ogóle wyjść z domu. Co do zupki to mogę powiedzieć, że to moja taka couchsurfingowa tradycja, bo jak byłam w Oxfordzie to też poczęstowałam nią moich hostów.
Vifon będzie mi płacił miliony za reklamę:P

Jako, że David jechał do swojej szkoły, która znajduje się w centrum postanowiłyśmy do niego dołączyć.


W tle jakiś zrujnowany budynek, o którym próbował nam opowiedzieć David. Taką to właśnie nowoczesną architekturę znajdziecie w Manchesterze.

ChinaTown to chyba symbol każdego angielskiego miasta. Znajdziecie je wszędzie: w Londynie, Birmingham, Manchesterze itd.


Główna brama ChT, która całkiem nieźle się prezentuje.

Nie mogłyśmy odmówić sobie wizyty w tym sklepiku. Jak tylko przekroczy się próg tego miejsca można poczuć klimat Dalekiego Wschodu. W powietrzu unosił się typowy zapach, a w tle można było usłyszeć charakterystyczne nuty.


Nie mogłam wyjść z pustymi rękami, tak więc na pamiątkę zdecydowałam się kupić chińskie pałeczki. 


David był tak miły, że w drodze na zajęcia zaprowadził nas do informacji turystycznej, a oprócz tego pokazał nam to piękne coś widoczne na zdjęciu oraz Gay Village. Niestety później już nas opuścił, tak więc byłyśmy zdane na siebie i mapę:P
Swoją drogą wiedza Davida na temat Man i miejsc wartych zobaczenia jest dosyć uboga. Myślę, że przez dwa dni zobaczyłyśmy więcej niż on przez rok:P Z drugiej jednak strony nie widzę w tym nic złego, było to całkiem zabawne kiedy na każde pytanie dotyczące miasta otrzymywałyśmy odpowiedź `I don`t know.`+ jego mina przy mówieniu tego była bezcenna. Jakby był zdziwiony czemu go o to pytamy, przecież on wcale tu nie mieszka;)

Naprawdę nie wiem czemu, ale to zdjęcie tak bardzo mnie śmieszy.



Jak się pewnie domyślacie.. witamy w Gay Village. W sumie to nie rozglądałam się za bardzo, więc nie wiem czy nazwa jest adekwatna do miejsca;)



Wiem, że tutaj w Anglii dziwnie otwiera się okna, ale coś takiego widziałam po raz pierwszy.

Całkiem przypadkowe zdjęcie. Możecie na nim zobaczyć stare budynki i wyłaniający się zza nich zupełnie "niepasujący", bo nowy wieżowiec. 



Town Hall. Powiedziałabym, że całkiem ogromny! Zdecydowanie ciężko było umieścić ten budynek w kadrze.



Kiedy są na Ziemi wydają się być takie nieszkodliwe. Dla tych co nie wiedzą, to panicznie boję się wszystkich latających zwierząt.



Jedyna róża, która pozostała na tamtych krzakach. Jesień kochani!
Całkiem dziwne schody i może na architekturze to się nie znam, ale jakoś dziwacznie to wygląda.

W Man ze względu na dużą ilość kanałów jest też dużo mostów. Charakterystyczne są te nowe, których zobaczyłyśmy aż 5 podczas naszego weekendu. Znów połączenie: stara zabudowa+ nowy most.

 Budynek, który widać było niemalże z każdego miejsca. Aaa i znowu połączenie stare+nowe.


Razem z Paulą stwierdziłyśmy, że ze względu na znajdujący się tam piasek, jest to plaża:P

Kolejny most.
Aaa.. dobrze, że mi się przypomniało. Jeśli ktoś z Was oglądał film "Gol" to zwracam się z pytaniem. Pierwsza części filmu była po części nagrywana w Manchesterze, ze względu na to, że Santiago grał w MC o ile dobrze pamiętam. Jest tam scena kiedy on z Rose spaceruje po moście podobnym do tych, których zdjęcia są zamieszczone w relacji. Jeśli ktoś to pamięta lub rozpoznaje most z tego filmu to proszę o poinformowanie mnie. Obawiam się jednak, że będę musiała urządzić sobie seans filmowy;) Teraz nawet jestem ciekawa czy zobaczę w filmie jakieś miejsca, które widziałam podczas wizyty w Man.

Zaskakujące. W Man znajdziecie dużo ciekawych pod względem architektonicznym budynków, więc jeśli jesteście tym zainteresowani to zdecydowanie jest to miasto dla Was.

Muszę powiedzieć, że bardzo podobało mi się to miejsce i jak usiadłam na jednej z ławek to później ciężko było mi przezwyciężyć grawitację;)





I jak mam nie wyobrażać sobie Ameryki jako prawdziwego raju kiedy widzę taki sklep?:P



 Mum please!!!



Do zobaczenie już niedługo Pani Statuo Wolności;)

Po zrobieniu tego zdjęcia aparat "umarł", jednak naładowałam go jak tylko wróciłyśmy do domu, więc dzięki temu mam zdjęcia z afterparty, które mieliśmy w niedziele wczesnym rankiem.
Po za tym, kiedy wróciłyśmy w sobotę wieczorem do "domu" to okazało się, że "mamy" gości. Do jednego z naszych hostów, którego wciąż jeszcze nie poznałyśmy, przyjechało dwóch kolegów z Exeter. Co najśmieszniejsze jego koledzy przyjechali wcześniej niż on sam wrócił.
Zanim jednak odbyło się after, musiała być właściwa impreza. Koleżanka naszych hostów, która jest Polką, akurat podczas naszego pobytu urządzała imprezę urodzinową. Oczywiście nie było problemu, żebyśmy przyszły. Była to domówka na ok.90 osób i zakładam, że połowa tych ludzi to byli znajomi znajomych. Niektórzy nawet nie wiedzieli czyje to urodziny:P Haha całkiem typowe. Mogę też śmiało powiedzieć, że była to międzynarodowa impreza, na której spotkałyśmy ludzi z przeróżnych krajów od Ameryki, po całą Europę i Azję, a pierwsze pytanie, które zazwyczaj można było usłyszeć brzmiało `Where are you from?`
Było naprawdę extraa, spotkałyśmy też paru Polaków, a oprócz tego wiele osób znało kilka przydatnych polskich fraz w stylu `na strofie(zdrowie)` i potrafili też pokazać typowo polski gest a pro po picia, który każdy z Was bardzo dobrze zna, ale ja wytłumaczyć go nie potrafię, o przybijaniu butelek od góry nie muszę wspominać:P
Pięć godzin, które tam byliśmy minęły mi niesamoooowicie szybko. Z imprezy wyszliśmy wszyscy razem tzn.  nasi hości i ich znajomi, jednak wróciliśmy do domu w różnych grupach i o różnych porach. My miałyśmy takie szczęście, że zostałyśmy odprowadzone przez kolegę naszych hostów- Johnego. 

David przyprowadził Scotta do domu, więc można powiedzieć, że wyświadczył mu ogrooomną przysługę, jednak nic za darmo i w zamian postanowił się zabawić. :P Jest to jakaś typowa gra, która polega na tym, że  kładziesz na osobie, która śpi, tyle przedmiotów ile się da dopóki się nie obudzi. Scottowi obudzenie się nie groziło, tak więc David mógł poszaleć.

Scott! If you are reading this, don`t kill me, please! I just wanted to explain this game to my friends and showing a pic seems to be the best way to do it :D Sorry:P

David i wspomniany wcześniej Johny, który to odprowadził nas do domu naszych hostów. Mieliśmy całkiem miłą pogawędkę wracając ok. 4 nad ranem przy przeokropnym zimnie i moim zanikającym głosie.

To jest właśnie Aj nasz piąty host, którego poznałyśmy dopiero w sobotę wieczorem. Zaśpiewał on specjalnie dla nas przepiękną piosenkę, którą jak tylko usłyszałyśmy to nie mogłyśmy przestać się śmiać.

Tak to właśnie minął kolejny dzień mojego niezaprzeczalnie najlepszego weekendu w Anglii!!!!