sobota, 24 listopada 2012

Let`s explore London!

Pisząc tego posta myślami wracam do Anglii, tak więc zapraszam Was wraz ze mną na małą wycieczkę.

Jest to relacja z mojego ostatniego weekendu w UK, który był nieco szalony. Po za tym pobiłam swój rekord w niespaniu, a dokładnie to nie zmrużyłam oka przez całe 65 godzin, więc chyba potraficie sobie wyobrazić jak wiele rzeczy musiało się wydarzyć.


W piątkowy wieczór niestety nie zrobiłam nic czym mogłabym się pochwalić, a już na pewno nie nadaję się to do opowiadania na blogu. No ale cóż, przygody to przygody, przynajmniej coś się działo podczas mojej ostatniej nocy w Birmingham, która na pewno na długo utknie w mojej pamięci.
W sobotę rano ''rozstałam się'' z moim kochanym miastem i w sumie to ciężko napisać co czułam, na pewno nie było to miłe uczucie, no ale cóż... momenty pożegnań nigdy nie należą do zbyt przyjemnych. 

Z Birmingham pojechałam prosto do Watford- miasta, w którym mieszka Paulina, którą to mieliście szansę poznać przy okazji relacji z Manchesteru. Paula odebrała mnie z dworca i od razu czułam się lepiej kiedy ją zobaczyłam i wreszcie mogłyśmy pogadać(jakbyśmy nie robiły tego niemal codziennie na skype:P). Plus, miałyśmy, biorąc pod uwagę okoliczności, całkiem nietypową konwersacje dzień wcześniej:P

Jak tylko zostawiłam swoje rzeczy u Pauli, pojechałyśmy do Londynu. Było to sobotnie popołudnie, a planowany powrót to niedziela wieczór. Nieee.... tym razem nie było couchsurfingu. Z jednej strony to zbyt mało czasu, z drugiej jednak, to tak jak się spodziewałam, niesamowicie ciężko jest znaleźć CS w stolicy. Tak więc pojechałyśmy bez pomysłu gdzie zatrzymamy się na noc, generalnie to od samego początku była mowa o nieprzespanej nocy. Dla mnie było to całkiem challenging, gdyż miała to być moja druga noc pod rząd bez nawet odrobiny snu. Teraz stwierdzam, że o ile jedną noc, można zarwać, o tyle dwie to kompletne szaleństwo i normalne egzystowanie graniczy z cudem.

Jedną z trudności, które napotkacie na swojej drodze będąc w Londynie, to przede wszystkim transport. Oczywiście jest to zaletą miasta, że ma ono tyle linii i niemalże wszędzie można się dostać za pomocą transportu publicznego, aczkolwiek czasami można się nieźle pogubić. Co jest największym paradoksem ludzie pracujący na stacji nic nie wiedza. Tzn. myślą, ze wiedzą i dlatego gadają głupoty, tak wiec, ile osób zapytałyśmy tyle odpowiedzi złych otrzymałyśmy :) Tadammm, ciekawe zjawisko. Ja na szczęście miałam swojego osobistego przewodnika- Paulę, która zna miasto całkiem dobrze, a nawet jeśli czegoś nie wiedziała to i tak potrafiła wyprowadzić nas z opresji:P 

Co do przemieszczania się po Londynie, to zdecydowałyśmy, że może, aby dodać tej wyprawie jakiś sportowy akcent, postawimy na rowery. I to był strzał w dziesiątkę! Nie potrafię Wam opisać jak świetne to było uczucie, jechać obok wszystkich samochodów i autobusów(obowiązkowo double- decker) w tak wielkim mieście. Gdybym mieszkała w Londynie, to bez wahania kupiłabym sobie rower. 

Na samym początku wybrałyśmy się na spacer wzdłuż Tamizy i muszę się pochwalić, mianowicie znów ta ogromna radość z robienia zdjęć powróciła, bo niestety ostatnio, chyba jak ze wszystkim, przeżywałam mały kryzys. 

Później właśnie trochę skupiłam się na fotografowaniu i kiedy w sumie już się ściemniało wypożyczyłyśmy rowery. Skierowałyśmy się do Tower Bridge, który myślę, że każdy z Was kojarzy. Oczywiście, w miedzy czasie rowery mogłyśmy odparkować. 
Dalsza relacja z późnej soboty i niedzieli pojawi się w kolejnym poście.  

Since lots of people asked me to write in English... here you are. You can interpret it like... when staying in Poland, I miss English so much that I decided to change my blog habits;) Hope it`ll make your life easier and avoid you from putting text into this horrible googletranslator or whatever you use to `understand` what I`m writing about. Obviously, I will not translate everything like word by word and not the whole text, but I promise to do my best. I still have not decided what exactly it(the english version) will look like, but don`t worry, I will think about it and try to find a good solution. On now you can just see descriptions under the pics.
Hope you enjoy the idea.  xx


Panda kids& also photography mates, right Mr. Terence?;)

Someone here has a sweet tooth. Yes... and this person is me. I was like a kid choosing candies and putting them into this (the biggest they had) box.


Heading to London.
Watford is a city Paulina is living in. You got a chance to `meet` her by the way of relation of our trip to Manchester. On Saturday morning I came to leave all my things at Paula`s house and then we set off for London. It was Saturday noon and we decided to get back on Sunday evening. 
Now, you are probably thinking where we were going to CRUSH, so the answer is... we actually had no plans for that. We thought about sleepless night, which seemed to be funny and amazing, but taking into consideration the fact that the night before was sleepless for me aswell, this idea appeared to be a little bit crazy. But yeah! We went for it!


Illegal photo, underground station. 

Polish press. I should have helped myself to one.



I took lots of just random pics.




Seems to be a must ;) What a pity I don`t have a pic of me and Paula in a payphone like this.

The Thames.










St Paul`s Cathedral.

We decided to grab bikes and cycle around the city. It was absolutely great idea, although at first I was more against than for. This feeling of freedom and it`s just amazing to cycle near all cars and double- deckers. London is such a busy and crowded city, and we were like a part of it. Quite difficult to describe, but you definitely NEED TO try it when visiting London!




View from Tower Bridge.


Getting a little bit tired, and my watch says it`s still quite early. That moment the night was VERY young for us.


Uncatchable London.


Tower Bridge.

TO BE CONTINUED...

1 komentarz:

  1. Kurcze tyle au Pair w Londynie a każda pokazuje go całkiem inaczej ;)
    Fajnie, że nas oprowadziłaś. A co do pytanie. Mój chłopak i ja będziemy mieszkać jakieś 120 km od miejsca gdzie teraz mieszkam. Wiem, w Polsce to daleko ale tutaj ta odległość wydaje mi się jakaś mała.

    OdpowiedzUsuń